piątek, 24 sierpnia 2012

notka 32

Zobaczyłam, że James wrócił z kuchni i chciałam wyłączyć telewizor, ale wypadł mi z trzęsącej się ręki, więc ruszyłam szybko do niego, ale nie zdążyłam. Przeczytał to, a wtedy się go przestraszyłam. Zaczął rozrzucać wszystko po podłodze, rzucił butelką soku, która się stłukła. Patrzyłam na niego przerażona. Przypomniał mi Chrisa… Był wściekły.
- Ja..mes… - wyjąkałam cicho i zaczęłam odsuwać się do ściany, a on opadł bezsilny na kanapę, a ja skuliłam się pod ścianą. Wszystkie wspomnienia wróciły… Zawzięta twarz Chrisa… Teraz obawiałam się Jamesa i tego jaki był przed chwilą. Mimo, że nie chciałam, zaczęłam szlochać.
- Katie… - szepnął 
- Katie przepraszam. – podszedł do mnie
- Strasznie Cię przepraszam. – podniosłam wzrok i spojrzałam na niego, a zobaczyłam, że ma zaszklone oczy
- Przypomniałem Ci Chrisa, tak? – kucnął, a ja pokiwałam głową
- Ja… Ja… Nie mogę dopuścić do siebie tych myśli.
- James, przecież to nie mus być prawda. Telewizja kłamie często kłamie. Nie mogą mieć pewności. Spokojnie.
- Gdyby to nie była prawda, nie pisali by tego.
- Na pewno to nie oni. – przytuliłam go mocno, ale zadrżałam, gdy on mnie objął, lecz nie odsunęłam się od niego. Wiedziałam, że potrzebuje bliskości. Ja nie zniosłabym takiej myśli. Gdy zadzwonił telefon oboje wzdrygnęliśmy się, ponieważ wokół nas była kompletna cisza. Byliśmy sami i przytulaliśmy się do siebie.
- Nie znam tego numeru. – drżącą ręką odebrał telefon. Z każdą sekundą jego twarz ukazywała coraz większy smutek. Przecież to nie może być prawda, to nie jest prawda do cholery! Nie!  Modliłam się w duchu, żeby to nie był telefon ze szpitala, ani żadnego innego podobnego miejsca. Ale myliłam się. James rozłączył się i szepnął:
- To ze szpitala. Moi rodzice nie żyją. – po policzkach popłynęły mu łzy, a ja nie mogłam na to patrzeć. Jego rodzice byli bardzo miłymi ludźmi. Byli szczęśliwymi ludźmi, kochali siebie i byli dumni, że ich syn spełnił swoje marzenia.
- James spokojnie. Nie powiem, że wszystko będzie dobrze, ale spokojnie. – szepnęłam mu do ucha
- Muszę się wszystkim zająć. Muszę pojechać do domu, żeby przygotować po… - przerwał, bo nie był w stanie dalej mówić
- Spokojnie, jadę z Tobą.
- Katie, nie musisz.
- Muszę. Nie zostawię Cię samego.
- Dziękuję. – zobaczyłam na jego ustach leciutki uśmiech, ale oczy wyrażały wszystko
- Pomogę Ci ze wszystkim. – starłam łzy z jego policzków i uśmiechnęłam się lekko
Wtedy stało się coś czego nigdy bym sobie nie wyobraziła. Chłopcy wrócili z planu, a gdy spojrzałam na mojego chłopaka, zobaczyłam, że jest wściekły. Zaczął krzyczeć, że co to w ogóle ma znaczyć, że całowałam się właśnie z Jamesem i tylko dlatego zostałam w domu, abyśmy mogli spędzić razem czas, a gdy któreś z nas chciało mu to wytłumaczyć no to nie miało jak. Nie pozwalał nam na to.
- Moi rodzice nie żyją. – powiedział, gdy Carlos na chwilę przestał krzyczeć, a ja wkurzona na krzykacza, pociągnęłam Jamesa na górę, a tamten niech się ogarnie
- Idziemy się pakować. – powiedziałam, gdy byliśmy już przy swoich pokojach
- Katie lepiej pojadę sam, bo Carlos będzie wściekły.
- James… - podeszłam do niego i ujęłam jego twarz w dłonie – Nie zostawię Cię samego. Carlos nie ma prawa mną rządzić, a skoro nie ma do mnie zaufania to jego problem. Jak się sama spakuje to przyjdę do Ciebie, ok.?
- Dobrze. – powiedział smutno i wszedł do pokoju
Sama zrobiłam to samo i od razu wzięłam się za pakowanie ciuchów. Nie mogłam zrozumieć jak Carlos mógł pomyśleć, że łączy mnie coś z jego, a także moim przyjacielem. Kocham jego, a nie kogoś innego. Po chwili pojawił się u mnie Kendall i zaczął wyrzucać mi, że nie mam się co dziwić, że Carlos jest zazdrosny, skoro cały czas omijam go szerokim łukiem i nie chce przebywać z nim sam na sam. Przyczepił się też, że większość czasu spędzam z Jamesem, ale czy to moja wina, że przy nim zapominam o Chrisie? Gdy myślę o moim chłopaku boję się, że będzie oczekiwał ode mnie coś czego na razie nie jestem w stanie zrobić. Trudno jest mi się przytulić do któregoś z nich, a Carlos skoro jest moim chłopakiem będzie liczył na coś więcej. Całowanie, a nawet i krok dalej. W tej chwili brzydzę się bliskości… Oczywiście pokłóciłam się z kochanym braciszkiem, a gdy wyszedł dokończyłam się pakować. Potem poszłam do Jamesa i już zza drzwi usłyszałam, że płacze. Weszłam do jego pokoju i od razu go przytuliłam. Pomogłam mu się spakować i jeszcze próbował się ze mną sprzeczać, żebym nie jechała, bo będzie większa awantura, ale postawiłam na swoim. Bilety po chwili były zamówione. Trzeba było jeszcze porozmawiać z Markiem. Zrobiłam to za Jamesa, bo wiedział, że nie będzie w stanie o tym mówić. Po rozmowie wyszło na to, że chłopaki nie przyjadą. Zaczęli dopiero kręcić drugi sezon i już braliby wolne. Jamesowi musieli dać w końcu to jego rodzice zginęli… Sceny z nim nakręcą po powrocie, a jak nie, to dubler. Na lotnisko odjechaliśmy taksówką. Byłam wściekła na Carlos i Kendalla. Na Kendalla za to, że zawsze musi mieć rację i lubi się kłócić. Od jego wyjazdu z domu do Los Angeles cholernie się zmienił. Wściekał się na mnie, a zaczęło się od tego jak zataił przede mną, że wyjeżdża, aby grać w zespole. Carlos też się zmienił, przestał mi nie ufać, a kiedyś mówił, że zaczeka tyle ile będzie trzeba… Dziwi mi się, że ,,obawiam się’’ go? Jest moim chłopakiem i trudno jest mi się do niego zbliżyć. Od tego dnia… Minęło nie wiele ponad miesiąc. To wszystko tak cholernie boli… A o Jamesa nie musi być zazdrosny, przecież oboje jesteśmy dla siebie tylko przyjaciółmi. Przyjaciół nie zostawia się w tak ciężkich chwilach…

------------------------------------------------------------------
Przepraszam! Nie było mnie, aż trzy tygodnie :( Egzaminy napisane, teraz dużo wolnego to postaram się na nadrobić moją nieobecność :) Ale nie obiecuję, bo nie chce wyjść na kłamczuchę :) Mam nadzieję, że się podobało i liczę na komentarze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz