piątek, 24 sierpnia 2012

notka 33

Kilka dni później…

Dzisiaj odbył się pogrzeb rodziców Jamesa. Gdy ktoś nas spotykał od razu kondolencje, a James za dobrze tego nie znosił… Nie dziwię mu się. Został sam, nie miał rodzeństwa, ani dziadków. Wszystko było na jego głowie, nikt z rodziny nie zainteresował się czy nie potrzebuje pomocy, a dwójka przyjaciół nie dzwoniła. Carlos i Kendall byli wściekli z tego co mówił nam Logan. Gratuluje Jamesowi, że ani jedna łza nie uwolniła mu się spod powiek. Świetnie mu się to udało. Dobrze odgrywał swoją rolę, ale widziałam, że cierpi. W domu już było co innego. Każdego dnia słyszałam jak płacze, ale zamykał drzwi do swojego pokoju na klucz i nigdy nie udało mi się tam dostać do niego. Po pogrzebie wpakowałam się do jego pokoju zaraz za nim.
- Chce zostać sam. – spojrzał na mnie smutno
- A ja pójdę do pokoju i będę słuchać jak płaczesz. Nie ma mowy. Nie potrafię tego zignorować. – przytuliłam go mocno. Na początku chciał mnie delikatnie odepchnąć, potem trochę mocniej, ale nie puszczę.
- Znasz mnie, jestem uparta.
- Oh… No wchodź. – wyswobodził się z mojego już lżejszego uścisku i usiadł na łóżku, opierając się o jego ramę, a ja zajęłam miejsce przed nim
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Niech nie myśli, że ja wyjdę z jego pokoju. Teraz się trzyma, ale długo to nie potrwa. Jesteś silny, ale nie wystarczająco. Próbuje mnie nabrać, nie wyjdzie mu to. Opierał się dłońmi o kolana, a głowę miał spuszczoną w dół. Zaczęłam na niego patrzeć, a gdy dokładniej mu się przyjrzałam zauważyłam, że na jego spodniach znajduje się kilka kropelek. Od razu przybliżyłam się do niego i mocno przytuliłam. Słowa były tu zbędne, nic nie pomogą. Nie są w stanie pomóc. Łzy są lekarstwem na wszystko. Wypłaczesz swoje i odrobinę lżej Ci na duszy. James wydawał się być silnym facetem, ale w każdym drzemie malutkie dziecko, które ukazuje się, gdy tracisz ważne dla siebie rzeczy czy osoby i stajesz się bezradny na zło świata. Był sam, mógł liczyć tylko na siebie. Nie miał żadnej bliskiej osoby. Nawet nie wiedziałam czy ktokolwiek mu się podoba, ale to nie zmienia faktu, że nie miał dziewczyny. Miał przyjaciół, a na mnie mógł liczyć zawsze. Nie zostawię go nigdy samego, przyjaciele są dla mnie najważniejsi. Ważniejsi nawet od miłości, bo co z tego, że kochasz i jesteś kochanym, skoro twoja druga połówka Ci nie ufa? Ale z drugiej strony rozumiem Carlosa… Ja cholernie ufałam Chrisowi i jak na tym wyszłam? Najpierw mnie zdradził, a potem… zgwałcił… Czasem zastanawiam się czy miłość nie sprawia samych problemów. To boli, że osoba, którą darzysz tak wielkim uczuciem jak miłość Ci nie ufa, ale czy w tych czasach można ufać tak każdemu? Wyjeżdżasz spełniać swoje marzenia, zostawiasz przez to kochaną osobę, a potem nie masz do czego wracać. Ile par przez coś takiego się rozpadło? Ja wyjechałam, Chris mnie zdradził, a potem wściekł się na moje słowa, że jestem z Carlosem. Broń Boże, nie usprawiedliwiam go! To co mi zrobił, nigdy nie wymarzę z pamięci, ale muszę przejść z tym do porządku dziennego. Co się stało, to się nie odstanie. Nigdy więcej nie chce go spotkać, a będę szczęśliwa. Mam nadzieję, że z Carlitem się uda… Tak, mam nadzieję. Zazdrość i zdrada to najgorsze co może wkraść się do związku. Zdrady nigdy nie wybaczę. Chris się o tym przekonał, ale zbytniej zazdrości też nie. Dojdzie do tego, że nie pozwoli mi się spotykać z żadnym chłopakiem? Kocham go, a nawet bardzo kocham. Chcę, żebyś nam się udało i wierzę to, że tak się stanie. Muszę z nim porozmawiać. Dobrze, że już jutro wracamy do Los Angeles. Nowy Jork to ładne miasto, ale wolę LA mimo wszystko. Kendall miał rację, że odtrącałam Carlos na rzecz Jamesa, ale mimo wszystko z Jamesem zapominałam o wszystkim, ale w końcu muszę wrócić do normalnego życia. Było, minęło. Nigdy nie zapomnę o tym co zrobił, ale czasu nie cofnę. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- James. – powiedziałam, ale on nie zareagował
Zasnął, a telefon akurat miałam w kieszeni tam gdzie opierał się o mnie James. Delikatnie odchyliłam się do tyłu i wyciągnęłam telefon, a on na szczęście się nie obudził. Niestety jednak nie zdążyłam odebrać telefonu, a dzwonił Kendall. Zdecydował się odezwać do mnie po pięciu dniach, ale dobrze mi to zrobiło, że nakrzyczał na mnie. Zrozumiałam kilka rzeczy. Zaczął dzwonić kolejny raz i od razu odebrałam.
- Katie przepraszam! – powiedział szybko
- Kendall to ja Cię przepraszam. Miałeś rację.
- Aaa… - chyba wmurowały go moje słowa
- Tak Kend. Przepraszam, bardzo przepraszam. Wiesz, że czasami mi odwala.
- Czasami? – tak dziękuje braciszku
- No dobra. Często. – uśmiechnęłam się
- Czyli pomiędzy nami, tak?
- Tak, bliźniaku.
- To się cieszę. A jak się James trzyma? Dawno z nim nie rozmawiałem no, ale wiesz…
- Wiem, wiem. Spokojnie. Staram się bym z nim cały czas. Jako tako się trzyma. Teraz zasnął.
- Kocham Cię, siostra.
- Ja Ciebie też, Kend. Wiesz, co? Ja też robię się śpiąca. Zdrzemnę się.
- Ok. Do zobaczenia. – pożegnaliśmy się i rozłączyłam połączenie
Chciałam zejść z łóżka, ale James strasznie mocno objął mnie w talii. Delikatnie próbowałam go odepchnął, ale nie udało mi się to, więc przekręciłam się wygodniej i zamknęłam oczy, a po chwili już śniłam…
Gdy się obudziłam, nie było przy mnie Jamesa. Kiedy jednak zeszłam na dół, zobaczyłam go w kuchni. Oparłam się o framugę i chwilę przyglądałam mu się. Ucieszył mnie ten widok, bo był troszeczkę weselszy. Nie mówię, że szczerzył się czy coś, ale chyba jednak coś pomogłam. Mam przynajmniej nadzieję. W końcu zauważył, że mu się przyglądam.
- Ciekawy widok? - spytał
- Nie no bardzo. - powiedziałam lekko rozbawiona, a ten uśmiechnął się do mnie
Zjedliśmy wspólnie śniadanie, a potem zebraliśmy się na spacer po Nowym Yorku. Samolot mieliśmy dopiero o szesnastej, więc sporo czasu, a chciałam odciągnąć Jamesa od przeżyć codziennych... Wszystko ładnie pięknie do wtedy, gdy nagle ktoś na nas naskoczył, a po chwili ktoś zatkał mi czymś usta i zobaczyłam ciemność...
Kiedy ocknęłam się, poczułam, że mam skrępowane ręce. Bardzo się przestraszyłam, wokół wszędzie było ciemno.
- James! Jesteś tutaj? - szepnęłam
- Katie w końcu! Myślałem już, że Cię tu nie ma. Wszystko z Tobą w porządku?
- Tak, ale okropnie mi zimno. - po chwili mocno mnie objął, a także rozwiązał mi ręce
- Jak Ci się udało?
- Miałem je lekko związane. Lepiej? - potarł delikatnie moje ramiona
- Tak. - szepnęłam, wtulając się w niego
- Kto i czemu to zrobił. ? - spytałam, szlochając
- Nie wiem, mała. Odkąd się ocknąłem nikogo nie było tutaj. - jak na potwierdzenie jego słów usłyszałam kogoś zbliżającego się do pomieszczenia w którym byliśmy i wchodząc powiedział:
- Wyspaliście się? - i do tego zaśmiał szyderczo, uchylając drzwi, aby wpuścić trochę światła
- Po co nas tu zaciągnęliście?! - krzyknął James i złapał tego faceta, przyduszając go do ściany
- Jak ty?! - spojrzał na ręce chłopaka
- Nawet nie umiecie wiązać supłów. Odpowiedz na moje pytanie.
- Niedługo pewnie tu zawita. Chłopaki! - krzyknął tamten gościu, a po chwili pojawili się kolejni ze skrytymi twarzami. Odciągnęli Jamesa od tego faceta, a potem zaczęli go bić i kopać. Byłam przerażona. Gdy próbowałam mu jakoś pomóc, to nie udało mi się to. Jeden z nich odwrócił się i uderzył mnie, a kiedy próbowałam walczyć dalej, przytrzymał mnie, związali Jamesowi ręce i wyszli zostawiając nas w spokoju. Jak najszybciej podeszłam do Jamesa. Całą twarz miał zakrwawioną, a gdy próbował usiąść, zasyczał.
- Nie ruszaj się lepiej. - odwiązałam mu ręce
Drzwi otworzyły się, ktoś wsunął wodę i z hukiem zamknęły się. W kieszeni bluzy znalazłam chusteczki, które namoczyłam wodą, a potem obmyłam lekko jego twarz.
- Boli Cię coś? - szepnęłam, gdy obmyłam go z krwi
- Jak się ruszam to trochę tak, ale pewnie jedynie obili mi trochę żebra. Spokojnie, przeżyje.
- Ale żarcik. - spojrzałam na niego jak na debila
- Wydostanę nas stąd. Obiecuje. Nie martw się.
- Jak mam się nie martwić, skoro Cię pobili?
- Ale nic poważnego mi się nie stało. Będzie dobrze.
Było dobrze do dnia kolejnego, kiedy pojawił się ich,,szefuńcio''. Oczywiście jak się zjawili u nas, James zaczął do nich startować. Po raz kolejny go pobili, a i ja wyszłam z tego nie za fajnie. Teraz także skopali i mnie. Okropnie zaczął boleć mnie brzuch, a wtedy jeszcze na domiar złego przez drzwi wszedł Chris.
- To ty, sukinsynie! - krzyknął James, a wszystkie wspomnienia wraz z bólem ujawniły się u mnie w postaci łez
- Katie! - krzyknęli oboje i ruszyli w moją stronę
- Łapy precz od niej! - James odepchnął go ode mnie, a ja trzymałam się za brzuch. Nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego tak piekielnie boli.
- Skarbie, co z Tobą? - szepnął
- Boli...
- Kretynie, zadzwoń na pogotowie! Zrobiłbyś w końcu coś pożytecznego oprócz szukania odwetu! - krzyknął na niego wściekły, a Chris wyciągnął telefon i zadzwonił...

James

Bałem się o Katie. Wiedziałem, że ci faceci delikatni nie są, ale myślałem, że kobiecie nic nie zrobią. Do tego to jest sprawka Chrisa. Chciał odegrać się na mnie, ale po co mieszał w to swoją jeszcze niedawno narzeczoną? Zabrałem się z Katie karetką, a co zrobili tamci ,,gangsterzy'' nie miałem pojęcia. W ogóle mnie nie obchodzą. Chce tylko, żeby z Katie było wszystko w porządku. W szpitalu nie wiedziałem co się z nią dzieje, a do tego pielęgniarka dobrała się do mnie, opatrzyła i musiałem pójść jeszcze na prześwietlenie, a do tego zostaje w szpitalu. Po prostu cieszę się jak głupek. Hura, zostaje w szpitalu! :/ Ciągle nie wiedziałem co z Katie. Żadna z pielęgniarek nic nie wiedziała, nic nie mogłem się dowiedzieć, a do tego dostaje ochrzan, że wychodzę z łóżka, a powinienem się oszczędzać. Mam się nie martwić, skoro nie wiem co się dzieje z osobą w której jestem zakochany i wiem, że coś było nie tak. Coś bardzo nie tak. Dopiero około 20 pojawiła się u mnie pielęgniarka z wieścią, że Katie jest już na sali. Od razu tam poszedłem, choć siostra była na mnie zła. Była jeszcze pod narkozą i spała. Żałowałem, że nie mogę tam być przy niej. Gdy lekarz wyszedł od niej od razu zacząłem wypytywać go o nią.
- Panie doktorze i co jest jest?
- Teraz wszystko w porządku. Ma poobijane żebra, ale nic groźnego jej nie jest. Podczas operacji wynikły pewne komplikacje, robiliśmy co mogliśmy, ale niestety musieliśmy to zrobić...
- Że słucham? Jakie komplikacje? Co się stało?!
- Tak w ogóle to im pan dla niej jest?
- Bardzo bliskim przyjacielem.
- Ale nikim z rodziny. Za dużo już powiedziałem. Jeśli panna Schmidt pozwoli, aby pan się dowiedział to wtedy tak. Teraz niech pan zmyka do łóżka i odpoczywa. - minął mnie i poszedł w swoją stronę, a mnie zostawił martwiącego się co się wydarzyło i czy jest to bardzo poważne. Ile razy jeszcze Chris skrzywdzi ją? Nie wystarczy mu już to co jej zrobił? Niech da jej spokój, a jeśli nie, to popamięta mnie po raz kolejny. Myśli, że wystraszę się tym, że porwał mnie i pobił? Marz sobie dalej człowieku. Przegrabiłeś sobie u mnie, a jeśli zrobiłeś Katie coś, coś strasznego to...
Cały czas dręczyłem się myślami co jej się stało. Bardzo mało spałem, a z samego rana, skierowałem się do niej. Jeszcze spała, a więc przysiadłem się obok jej łózka i spojrzałem na nią. O wiele lepiej było patrzeć na jej twarz, która miała już z powrotem kolorki, a nie była cała blada. Siedziałem u niej, aż się obudziła. Delikatnie uśmiechnęła się do mnie.
- Jak się czujesz? - spytałem zmartwiony
- Już lepiej. - rozejrzała się po sali
- Czemu mam kroplówkę?
- Nie wiem dokładnie. Miałaś operację, a lekarz nie chciał mi nic powiedzieć.
- Coś złego? - przestraszyła się
- Nie mam pojęcia.
Nagle do sali wszedł Chris...

------------------------------------------------------------
Tutaj też krótki, ale obiecałam sobie, że dziś dodam na każdy blog :) Niestety tutaj nie byłam, aż od 27 kwietnia i jestem mi z tym potwornie źle... Strasznie opuściłam każdy z moich blogów... Przepraszam! I dedykuje ten rozdział każdemu z moich czytelników :) Uwielbiam Was <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz