Kolejny dzień chłopcy mieli wolny ze względu tego, że był
to weekend. Z rana po przebudzeniu postanowiliśmy z Carlosem, że
zrobimy sobie mały wypad. Chciałam o wszystkim zapomnieć i starać się
żyć bez tych wszystkich zmartwień. Nie powiem Carlosowi o tym co
wydarzyło się w Nowym Jorku i to znów przez Chrisa. Dlaczego on musiał
uprzykrzać mi tak życie? Nie wystarczyło mu to, że mnie zdradził? A
potem wykorzystał jak jakąś tanią dziwkę? Aż tak bardzo zależało mu na
tym, abym przez niego cierpiała. Wiele bym dała, aby go nigdy więcej nie
spotkać, lecz zapewne stanie to się nie raz. Przecież chłopcy zmusili
mnie to tego, abym zgłosiła na policję. Nie żałowałam go, bo to wszystko
bolało. Psychicznie i fizycznie... Każdy dotyk Carlosa czy nawet
któregokolwiek z chłopaków przyprawiał mnie o dreszcze. To wszystko
nadal siedziało we mnie i pojawiało się w momentach w których tego bym
nie chciała, ale staram się do tego przyzwyczaić. Z Carlitem wybraliśmy
się na spacer i po prostu spędzeniu tego czasu razem. Teraz odczułam tak
naprawdę, że brakowało mi tego. Był osobą, której ufałam bezgranicznie i
nie wiedziałam, że nie zrobi czegoś takiego jak mój były chłopak. Byłam
pewna jego uczuć, bo czekał. Cierpliwie czekał, aż choć w małym stopniu
zapomnę o tym co wydarzyło się w ostatnim czasie.
- Bardzo Cię kocham, wiesz? - powiedziałam w pewnej chwili
- Wiem, Katie. Kocham Cię równie mocno. - odparł, zatrzymując nas oboje i delikatnie mnie pocałował
- Tęskniłam za tym wszystkich. - dodałam, gdy go przytuliłam
- Kochanie ja też, ale gdyby trzeba było czekałbym i dłużej.
-
No jasne zazdrośniku, a gdy przytulałam Jamesa to się wściekłeś. -
uśmiechnęłam się na wspomnienie tego, co jeszcze bardziej przekonało
mnie do tego, że on mnie kocha
- Oj no bo wtedy to jego pierwszego przytuliłaś, a nie wiedziałem o co chodzi...
- Spokojnie Carlos, ja to rozumiem, ale kocham Ciebie i tylko Ciebie. Zapamiętaj to sobie.
- Zapamiętam. - uśmiechnął się i teraz to ja go pocałowałam
Podczas
naszego powrotu do domu zadzwonił do mnie nieznany numer. Okazało się,
że była to Lilith, policjantka z NY. Miała w planach przyjazd do LA.
Zrobiło mi się głupio, że z mojego powodu musi przyjeżdżać, aż tutaj,
ale okazało się, że tak naprawdę nie jedzie tu ze względu na mnie, choć i
tak chciałyby się ze mną zobaczyć i przekazać razem ze mną to wszystko
tutejszej policji, a przy okazji spotkać się od tak. Bardzo ją
polubiłam, bo często odwiedzała mnie w szpitalu, ale nie ze względu na
'sprawę' którą miała prowadzić... A głównym powodem jej przyjazdu do nas
jest chęć odwiedzenia przyjaciela. Zaproponowałam jej, że mogłaby
zanocować u nas, a po chwilowych sporach zgodziła się. Fajnie będzie
oderwać się na chwilę od rzeczywistości.
Po naszym powrocie do domu
zjedliśmy wszyscy razem lunch nie zaliczając w to Jamesa, który nie
wychodził ze swojego pokoju. Chłopaki mówili, że nie mógł spać w nocy, a
ja i słyszałam, że chodził po domu, wiec pozwoliliśmy mu nie wyspać i
nie zaglądaliśmy do niego. Z resztą rozumiałam, że może chcieć pobyć
sam. Starał zachowywać się normalnie, ale przecież tak szybko nie
zapomni o stracie rodziców... Potem Kendall wyszedł na umówione
spotkanie z Katelyn i miałam nadzieję, że już niedługo usłyszę od tej
dwójki, iż w końcu stali się parą. Za to Logan poszedł na górę i zamknął
się w swoim pokoju. Starałam się wczoraj dowiedzieć się czegoś od
niego, dlaczego ostatnio chodzi taki smutny, ale wolał zatrzymać to
tylko dla siebie. Nie nalegałam, a gdy przytuliłam go przyjacielsko,
odwzajemnił uścisk, a potem podziękował mi za tą zwykłą ciszę i moje
wsparcie. Moim zdaniem nic wielkiego nie zrobiłam, ale cóż. Cisza
czasami też pomaga, a wiedział, że może na mnie liczyć, ale także
przypomniałam mu o tym.
Ostatnio dużo rzeczy się tutaj działo. Logan
był smutny tak samo z Jamesem, a ja dziwnie się czułam będąc jako
jedyna szczęśliwa, bo Kendalla jeszcze do tych zupełnie szczęśliwych nie
można było zaliczyć, bo ten walczył o swoją miłość. Miałam nadzieję, że
niedługo każdy z nas będzie szczęśliwy i w końcu przestaną męczyć nas
te wszystkie przykrości, które niestety są nieodłącznym elementem życia,
ale mimo wszystko każdy chce ich mieć jak najmniej.
Kiedy podczas
naszego kolejnego posiłku, James znów nie zszedł na dół, udałam się do
niego na górę. Zapukałam, ale nie odpowiedział, więc delikatnie
uchyliłam drzwi. Przestraszyłam się tego widoku.
- Chłopaki! Proszę, chodźcie tu szybko! - krzyknęłam i podeszłam szybko do Jamesa, który leżał nieruchomo na łóżku...
--------------------------------------
Czytasz? Skomentuj, to motywuje :)
No
to tak. Po pierwsze przepraszam, że tak długo, ale miałam problemy z
netem :( Ale teraz postaram się, żeby wszystko było ok. I żeby wena
dopisywała :)
Po drugie powiem, że spokojnie. James będzie żył, nie znacznie od tego co się z nim dzieje ;) Ale nie zabijajcie mnie, plis :)
Mam nadzieje, że się podobało :)
A! I wpisujcie się do Informowanych :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz